Jak wychować nastolatka?


Nie da się.
To jest fakt niezaprzeczalny i nie ma z nim co dyskutować.
Wychowywać można małe dziecko, uczyć zasad i odpowiedniego spojrzenia na świat.
Nastolatek to nie wiek!
To stan umysłu!



Niestety często wypaczony przez środowisko, znajomych, szkołę itp.

Bywa tak, że nasz syn/córka jako mały dzieciak jest kochany, słodziutki , ułożony i w ogóle och i ach. Natomiast gdy zaczyna dorastać zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni i szokuje nas swoim zachowaniem, podejściem do osób dorosłych, szkoły i do całego otaczającego go świata.

Ludzie zaczynają dziwnie na niego patrzeć, ci co znają rodziców i wiedzą, że jeszcze dwa lata temu był on wzorem do naśladowania, starają się nie negować ich sposobów wychowawczych, winę zrzucają na szkołę lub złe towarzystwo. Niestety często bywa tak, że osoby nieznajome obrzucają błotem rodzinę takiego nastoletniego człowieka, twierdząc, że nie sprostała ona trudom wychowawczym.

Tworzy się błędne koło. Jedni nakręcają drugich. Rodzina załamuje ręce. Nauczyciele nie radzą sobie w szkole z takim uczniem. Dziecko zaczyna coraz bardziej się buntować, zamykać w sobie i popada w coraz to gorsze kłopoty.

Czy można tego uniknąć? Zaradzić? Ustrzec się przed takim scenariuszem dorastania?

Nie mam pojęcia!
Ale mogę się z Wami podzielić swoimi spostrzeżeniami i doświadczeniami.

Mam dwóch synów jeden prawie siedemnastoletni, drugi szesnastoletni.
Nie są aniołkami!
Ale potrafimy znaleźć wspólny język.

Niektóre mamy, moje znajome, koleżanki, twierdzą, że pozwalam synom na zbyt wiele.
Może i tak jest. Nie jestem przecież ideałem.
Ale to ja, nie one, musiałam poradzić sobie z chorobą ich ojca z rozwodem (ta choroba nie była jego powodem).
To moi synowie, nie ich, musieli zmagać się z rozstaniem, przeprowadzkami, dziwnymi spojrzeniami, docinkami i zupełnie niepotrzebną litością.
To ja musiałam im wytłumaczyć dlaczego stało się tak a nie inaczej i tłumaczę im to, do dnia dzisiejszego.

Wiem jedno z każdym nastolatkiem można się dogadać, trzeba tylko nauczyć się słuchać.

Tak, tak.

My dorośli mamy takie bardzo dziwne podejście do samych siebie a mianowicie wmawiamy sobie, że to my wiemy wszystko najlepiej, że jesteśmy nieomylni i że mamy prawo decydować za innych.
Otóż moi drodzy, to są brednie..."nie pamięta wół, jak cielęciem był"!!!
My też kiedyś byliśmy nastolatkami i nie wmawiajcie mi, że wszyscy byliśmy chodzącymi ideałami.
Nie próbujcie też przekonywać mnie, że wtedy czasy były inne, bo były i ja to wiem, ale świat się zmienia, ludzie też i aby być na bieżąco trzeba żyć teraźniejszością i przyszłością a nie rozpamiętywać przeszłość!

Chcecie chronić swoje dzieci, to też wiem, chcecie aby nie popełniły takich błędów jakie Wy popełniliście super, ale na miłość boską, pozwólcie im popełniać własne, to właśnie one kształtują charakter. Tak kochani, chociaż brzmi to brutalnie, to te wszystkie błędy, doświadczenia, przeżycia czasem wcale nie ciekawe, kształtują to, kim będziemy kiedyś w dorosłym życiu.

Czego nauczy się człowiek, za którego rodzice podejmują wszystkie decyzje?
Czy będzie umieć docenić to co ma, gdy przez całe życie wszystko jest mu podstawiane pod nos?
Co wyniesie z domu w którym nikt nie liczy się z jego zdaniem a nawet o to zdanie nikt go  nie pyta?
Kogo będzie szanować, gdy sam nie jest szanowany?
I można by tak było jeszcze długo wymieniać...

Pamiętajcie, że ten czas jednak przeminie, czas buntu, nowych doświadczeń, nieznanych dotąd emocji i wrażeń a to jak go młody człowiek zniesie i jak on odbije się na jego dalszym życiu w dużej mierze zależy również od naszego zachowania w tym trudnym dla niego okresie.

Żaden ze mnie psycholog ani specjalista, więc nie będę Was uczyć, instruować ani przekonywać do swoich racji ale pokażę Wam, co ja robię aby dogadać się ze swoimi nastoletnimi synami.


Ja czyli matka i moje sposoby na nastolatka...


1. Najpierw słucham, potem dyskutuję!

Zanim kolejny raz zostanę wyprowadzona z równowagi a przy okazji swoim zachowaniem z tejże równowagi wyprowadzę swoje dziecko, zanim wrzasnę bez zastanowienia: Jak mogłeś! Jak ci nie wstyd! Co ludzie powiedzą! Nieee i już! Zanim wpadnę do pokoju syna i wykrzyczę w nerwach wszystkie swoje żale, mocno gryzę się w język, często w takiej sytuacji wymuszam na swojej twarzy "szczery uśmiech" siadam i słucham...nierzadko słucham ciszy, czasem muzyki o ile to muzyką można nazwać, zdarza się, że i jakieś k...a padnie ale ja nadal słucham, aż pada pytanie:
Po co ty tu siedzisz? Czego ty ode mnie chcesz?
Prawdy! Co się stało? Dlaczego?
Wcale nie mówię, że jest różowo. Czasami nasłucham się różnych rzeczy ale wszystko to, po jakimś czasie sprowadza się do...rozmowy.
Bez wymądrzania się, bez doradzania, do rozmowy w której słucham swojego dziecka. w której dowiaduję się co ono myśli, co czuje i czego tak naprawdę ode mnie oczekuje!

2. Doradzam ale nie podejmuje za nich decyzji!

Nowa szkoła.
Nowa dziewczyna (trzecia w tym miesiącu).
Nowi koledzy.
Nowe zainteresowania.
Nowy styl ubierania.
A mamo ty paliłaś w moim wieku?
A piwo to czasem wypiłaś?
A chłopaka miałaś?

Nieeee...no ja święta byłam.
Jasne że w wieku siedemnastu lat piwa gdzieś tam spróbowałam i wina też się czasem lampkę napiłam. Palić nie paliłam, dopiero jak mi dziewiętnaście wiosen stuknęło, to spróbowałam jak to smakuje.
Chłopaka też miałam i to od szesnastych urodzin z tą jedną małą różnicą, że nie zmieniałam go przez kolejne trzy lata a nie trzy tygodnie :)

Z moimi chłopakami rozmawiam na takie tematy, pokazuję im jakie mogą być skutki zbyt wczesnego palenia, picia, uprawiania seksu. Tłumaczę, doradzam staram się ich uświadomić jak zapobiec niechcianym skutkom takich a nie innych decyzji ale nigdy tych decyzji za nich nie podejmuję.
To nie ja wybieram im szkołę, stroje, partnerki życiowe, to oni decydują.
To nie ja stosuję kary i ograniczenia, bo piwo na urodzinach u kolegi wypili, czy papierosa gdzieś tam wypalili, to oni muszą wiedzieć, że zrobili to na własną odpowiedzialność i że szkodzą tym tylko sobie a nie mi. Jest to ich wybór, ja mogę tylko doradzać, bo kara tutaj nic nie pomoże a często zamiast pomóc przyczynia się ona, do coraz to gorszego buntu i ucieczki w coraz to gorsze nawyki.

3. Ufam swoim dzieciom!

A przynajmniej oni są o tym święcie przekonani!!!
Zanim wpadnę na imprezę która właśnie odbywa się na przystanku autobusowym a miała być u Tomka pod nadzorem rodziców.
Zanim rozgonię, to całe bawiące się w najlepsze towarzystwo, często używając niecenzuralnych słów.
Zanim narobię "obciachu" swoim dzieciom na kolejne kilka miesięcy.
Zanim dowiem się, że u Tomka, właśnie pękła rura i młodzi musieli się z domu ewakuować na parę godzin.
Poobserwuję, nawet zza krzaków, zapytam rodziców Tomka, zaczekam na powrót synów do domu, nawet gdybym miała w tych krzakach spędzić kilka godzin a potem pędzić do domu polami tak by mnie nie zauważyli, oby tylko zdążyć przed nimi.
Zanim okażę się kolejną rozhisteryzowaną i nadopiekuńczą mamuśką, buduję obopólne zaufanie!

To chyba najtrudniejsze zadanie z jakim przyszło mi się zmierzyć w całym okresie bycia mamą.
Zaufać a zarazem być rodzicem, któremu dzieci ufają.
I tylko nieliczni wiedzą ile mnie to pracy i nerwów kosztowało.

4. Kocham i miłość swą okazuję!

Kocham ich tak samo jak wtedy gdy słyszałam ich płacz po raz pierwszy.
Jak wtedy, gdy tuliłam ich maleńkie ciałka do serca, jeszcze na sali porodowej.
Jak wtedy gdy stawiali pierwsze kroki, wypowiadali pierwsze mama i kocham cię i jak wtedy, gdy po raz pierwszy rozbili sobie kolano...kocham ich nad życie.
Tak było wtedy i tak jest teraz.
Kocham bezwarunkowo i po mimo wszystko.
Kocham bez żadnych ale.
Kocham za to że są a nie za to jacy są i oni o tym wiedzą.
I choć skończyły się czasy gdy całowali mnie na pożegnanie przed szkołą, przytulali się na podwórku i rzucali mi się na szyję, po pięciu minutach nieobecności, bo już nie wypada, bo co koledzy powiedzą, to w domu zawsze znajdzie się odpowiednia chwila na przytulasa, buziaka i słowa:

Kocham Cię synu najbardziej na świecie i jestem z Ciebie cholernie dumna!!!


                           
                                  *                               *                               *


Tylko tyle i aż tyle.
Czy to wystarczy, czy ułatwi im to okres dojrzewania, czy pomoże, przetrwać ten trudny czas?
Nie mam pojęcia!
Ale wiem jedno.

Zazwyczaj znam prawdę, wiem gdzie są i co robią.
Nie mamy przed sobą tajemnic.
Rozmawiamy o wszystkim.
Kłócimy się, wrzeszczymy na siebie a potem się godzimy i znowu rozmawiamy.
Oni wiedzą, że mogą zawsze na mnie liczyć, że mogą przyjść i powiedzieć mi o wszystkim, że ich nie będę oceniała i krytykowała a w zamian wysłucham i postaram się pomóc.
Czasem jest różnie ale, wiecie co, dajemy radę.

Postarajcie się więc i Wy zrozumieć swoje nastoletnie dzieci, zacznijcie ich słuchać i szanować, bo inaczej zamiast u rodziców, zaczną szukać zrozumienia i pomocy u obcej matki, która podobno zawsze znajduje dla nich czas i dobre słowo, a tego chyba byście nie chcieli ;)

 
                                                                         Monika

Podobał Ci się tekst? Jeśli tak, to miło mi będzie jeśli go udostępnisz:

Dołącz do konwersacji

22 komentarze:

  1. Świetne podejście... na pewno wszystko jest bardzo trudne, ale po cichu zazdroszczę braku krytyki, zapomnienia o "ja wiem lepiej" itd. Wiem, że kiedyś będzie dla mnie wyczynem takie podejście do wychowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dasz radę, pamiętaj tylko o ty, że ty też byłaś kiedyś nastolatką, pozdrawiam!

      Usuń
  2. Moja córka ma dopiero albo AŻ 7 lat i już się boje co to będzie za kolejne siedem...... Tak, wychowywać to można dziecko, nastolatka juz nie bardzo! Często już teraz słysze argumenty nie do przebicia i zastanawiam się jak dam radę później!
    Poza tym....my się napracujemy, natrudzimy, a szkoła w której spędzają czasu najwięcej bardzo psuje nasze szyki :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jeszcze mam trochę czasu, ale czasami wybiegam w przyszłość i nie powiem .. przeraża mnie to. Ja byłam bezproblemowa nastolatka i mam nadzieję, że dzieci się wdadza we mnie :D

    Na pewno dasz radę! I to z takim podejściem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. uf wychować nastolata....wiem coś o tym bo mam w domu trójkę takich osobników i każdy jest inny ale cła trójka potrafi nieźle dać w kość ...czy jest na nich sposób ?
    na pewno muszą się trochę wyszumieć choć czasem trudno wszystko utrzymać pod kontrolą ...
    piękne zdjęcie swoje dodałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero uczę się pracy przy zdjęciach, to jest przerobione.
      Samo zdjęcie z bazy darmowych a ja dodałam napis.

      Usuń
  5. Z tego co pamiętam mnie nie zmieniła ani szkoła, ani znajomi. Nigdy nie szłam za tłumem więc rodzice ze mną problemów nie mieli.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja sobie nawet nie potrafię wyobrazić jak to będzie z nastolatkami. I chyba będę miała problem żeby najpierw wysłuchać, a później reagować. Przeważnie mam odwrotnie :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie ma co ukrywać, że nastolatek potrzebuje nieco innej rozmowy z rodzicem niż małe dziecko. On chce negocjować, chce być wysłuchanym, chce podzielić się swoimi spostrzeżeniami i swoim zdaniem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Na pewno przydadzą mi się rady, bo z sześciolatką jest ciężko, a co dopiero z nastolatkiem. Aż się boję...

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaufanie i rozmowa to są moim zdaniem kluczowe rzeczy w wychowywaniu. Jak dziecko będzie chciało coś zrobić to i tak to zrobi. Ale jeżeli będzie miało wsparcie z naszej strony to przynajmniej będziemy mogli mu pomóc.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mój powoli wkracza w ten wiek. Będzie się działo ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobre i praktyczne podejście :) Czasami warto wrócić do czasów, gdy sami byliśmy nastolatkami i z tej perspektywy spojrzeć na życie obecnych nastolatków, zachowania i wybory :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Moniko wzruszyłam się, gdy pisałaś o miłości do dzieci.Piękne, szczere słowa. Bunty młodzieńcze jeszcze przede mną (córka ma dopiero 2 lata, więc jeszcze trochę), zgadzam się jednak z Tobą. Bardzo ważne jest słuchanie i wysłuchanie do końca. Bez zaufania ciężko zbudować prawdziwe relacje- w życiu, w rodzinie. Dziękuję za Twoje rady. Mam nadzieję, że za tych kilka lat będę o nich pamiętać :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Umieć rozmawiać z własnym dzieckiem to już pół sukcesu. I szanować je na tyle, by ono chciało z rodzicem szczerze rozmawiać. Powiem szczerze ze trudną nastolatką byłam, ale wyrosłam na ludzi. I nie dlatego, że matkę miałam idealną, ale dlatego, że mogłyśmy rozmawiać, a ona pozwała mi popełniać własne błędy, mieć swój gust i własne zdanie. Oraz. Uwaga, wspierała mnie w moich własnych wyborach.

    OdpowiedzUsuń

...a gdy komentujesz, czytelniku kochany, gdy pozostawiasz aktywności swej ślady, serce me rośnie, dusza się raduje, dlatego bardzo Ci za to dziękuję !!!